Czym jest post dopaminowy i czy warto go spróbować?

Czy jesteś w stanie przez cały dzień nie korzystać z telefonu, nie jeść niczego „pysznego” i nie oglądać żadnych seriali? Brzmi jak koszmar? A może jak wyzwanie? Coraz więcej osób decyduje się na tzw. post dopaminowy, który ma „zresetować mózg” i uwolnić od uzależnień codzienności. Na TikToku i Instagramie roi się od wyzwań, w których ludzie rezygnują z wszystkich przyjemności. Ale co tak naprawdę dzieje się z organizmem, gdy próbujemy „głodzić” się z dopaminy? Czy to ma jakikolwiek sens poza byciem trendem?
Skąd się wziął post dopaminowy
Post dopaminowy to nie pomysł rodem z Instagrama – pierwszy raz użyto tego terminu kilka lat temu w Dolinie Krzemowej. David Sinclair, neurolog z Kalifornii, sugerował wprowadzenie okresów ograniczania bodźców, by wyciszyć mózg i zwiększyć odporność psychiczną. Pomysł szybko złapał na TikToku, gdzie twórcy zaczęli dokumentować swoje próby „odstawienia przyjemności”.
Dołącz do nas na Facebooku i Instagramie, a też do naszego kanału Telegram. Bądź na bieżąco z najnowszymi i najciekawszymi newsami ze świata show-biznesu, mody, urody i kultury.
Z czasem koncepcja ta ewoluowała w trend. Młodzi ludzie pokazują, jak spędzają dni bez ekranów, jedzenia fast foodów i innych stymulujących bodźców. Celem ma być spokój, skupienie i lepsze samopoczucie. Ale czy to rzeczywiście tak działa?

Źródło: Vista Create
Na czym polega post dopaminowy w praktyce
W wersji podstawowej post dopaminowy polega na unikaniu wszystkiego, co daje szybką przyjemność. To oznacza brak mediów społecznościowych, telewizji, gier, seksu, a nawet ulubionych potraw. Niektórzy idą dalej – rezygnują z kontaktów towarzyskich, muzyki czy intensywnego wysiłku fizycznego.
Dzień na poście dopaminowym może wyglądać tak: wstajesz wcześnie, unikasz telefonu, jesz proste posiłki (np. ryż z warzywami), medytujesz, spacerujesz i… nudzisz się. I właśnie ta nuda ma być kluczowa – według zwolenników resetuje ona układ nagrody w mózgu, sprawiając, że stajemy się bardziej odporni na pokusy.
Czy post dopaminowy naprawdę działa?
Naukowcy są wobec tego trendu bardzo ostrożni. Dopamina nie jest złą substancją – to neuroprzekaźnik odpowiedzialny za motywację i nagradzanie. Jej całkowite „wyciszenie” nie jest możliwe, a sama idea „głodówki dopaminowej” bywa myląca. Psychiatrzy podkreślają, że nie chodzi o sam poziom dopaminy, ale o to, jak często i w jaki sposób ją stymulujemy.
Niektóre elementy postu dopaminowego – jak cyfrowy detoks, świadome jedzenie czy ograniczanie bodźców – mogą przynosić korzyści. Ale tylko wtedy, gdy są stosowane z rozsądkiem. Brak naukowych dowodów na to, że pełna rezygnacja z przyjemności faktycznie poprawia zdrowie psychiczne.
Moda czy niebezpieczna pułapka?
Dla wielu osób post dopaminowy to ciekawe doświadczenie, sposób na chwilowe wyciszenie i poznanie własnych przyzwyczajeń. Problem zaczyna się wtedy, gdy próba detoksu zamienia się w obsesję lub formę samokarania. Rezygnacja z wszystkiego, co sprawia radość, może prowadzić do pogorszenia nastroju, frustracji, a nawet zaburzeń odżywiania.
Eksperci przestrzegają przed traktowaniem postu dopaminowego jako uniwersalnej metody na „naprawę życia”. Warto podchodzić do tematu z dystansem i zdrowym rozsądkiem – zamiast całkowitego wykluczania, lepiej spróbować świadomego ograniczania.
Niektóre trendy w social mediach są jak detoks po świętach – modne, ale nietrwałe. Post dopaminowy intryguje i może być ciekawym testem, ale jeśli coś naprawdę działa, nie potrzebuje hasztagów i wyzwań na TikToku. Zamiast robić z tego rewolucję, warto po prostu czasem odłożyć telefon i… po prostu się ponudzić.